Od małp nie różni nas znowu tak wiele. Ale różni nas coś, co zmienia wszystko – umiejętność mówienia, a co za tym idzie – opowiadanie historii. Każda nasza wypowiedź to jakaś historia lub jej fragment. Wszystko co mówimy, każde słowo niesie ze sobą znaczenie, opowiada o naszych uczuciach, wartościach, przeżyciach, wyborach. Gdy dziecko uczy się mówić, zaczyna mówić mama, tata, nawet nie zdaje sobie sprawy jaki ogrom znaczeń kryje się w tych słowach. To tylko jedno słowo, a ile skojarzeń, przeżyć, uczuć się w nim mieści. I tak rozpoczyna się nasze wychowanie, nasze wzrastanie do życia wśród ludzi, w naszym kręgu kulturowym. Wszystkiego uczą nas opowieści – tego w co wierzymy, wartości, rozróżniana dobra od zła, rzeczy ważnych od mniej ważnych.
Istnieje opowieść o Hemingway’u, który założył się z przyjaciółmi o to, kto napisze najsmutniejszą, a jednocześnie najkrótszą opowieść. Wygrał Hemingway, jego historia miała 6 słów: „Na sprzedaż: dziecięce buciki, nigdy nienoszone”. Nie wiadomo, czy ta historia jest prawdziwa, ale ważniejsze jest to, co pokazuje – ogromną moc słów. Sześć słów, a jaki ciężar skojarzeń, uczuć, przeżyć! I w dodatku każdy człowiek może zobaczyć w niej coś innego.
Słowa mają ogromną moc, mogą ranić, niszczyć, wspierać, koić. Mogą wywoływać rewolucje lub zniewalać. Mogą przekazywać miłość lub nienawiść. Często zapominamy o tym na co dzień. Zapominamy, że każdym naszym słowem nadajemy znaczenie temu, co nam się przydarza, ludziom, których spotykamy. „To była masakra!” mówimy o ulicznym korku, „Ale debil!” – o kierowcy z samochodu obok. W każdej chwili nazywamy nasz świat i to wszystko, co nas otacza. Ale co gorsza – mówimy też do siebie i o sobie. „Ale ze mnie idiotka!”, „jestem do niczego”, „nic mi się nie udaje”, „nie dam rady”. Nikt tak nam nie dokopie, jak my sobie sami, bo znamy każdy słaby punkt, każde potknięcie. I tak, dzień po dniu, opowiadamy swoją historię, opowieść o porażkach, beznadziei, czarnej dupie…
A gdyby tak opowiedzieć swoją historię na nowo? Gdyby tak zmienić porażki w lekcje, rozczarowania w nierealne oczekiwania, stracone lata w lata nauki tego, czego chcemy lub nie w naszym życiu? Wrednych ludzi w najlepszych nauczycieli prawdy o nas samych? To my nadajemy znaczenie. Każdy słowem, każdą oceną. To my wybieramy, jak chcemy widzieć to, co nas spotyka. Czy wybieramy pozycję bezwolnej ofiary czy autora swojego życia. I tu mamy pełną wolność, z której często nie korzystamy. Wolność w głowie, do której nikt nie ma dostępu. Wolność wyboru znaczenia jakie nadajemy naszemu życiu i temu, co się nam przytrafia. Tej wolności w naszym umyśle nikt nie może nam odebrać, nawet w ekstremalnych warunkach. Pisze o tym pięknie Viktor Frankl w książce „Człowiek w poszukiwaniu sensu”, gdzie opisuje swoje traumatyczne doświadczenia z obozu w Auschwitz. I dochodzi do wniosku, że najsilniejszym ludzkim popędem nie jest po prostu wola przeżycia czy inne podstawowe popędy. Jest nim poszukiwanie sensu i nadawanie znaczenia. I jak nie mamy wpływu na różne życiowe okoliczności, tak na to mamy całkowity wpływ. Na decyzję, jakie nadamy temu znaczenie.
Jaką więc historię opowiadasz o sobie i swoim życiu? Czy to historia drogi bohatera, który przeżywa wzloty i upadki, ale zawsze się podnosi i idzie dalej? Czy też znój i beznadzieja wiecznej ofiary zbierającej cięgi ze wszystkich stron? A przecież to ta sama historia, ale inna interpretacja. Wsłuchaj się w swoją opowieść i po prostu zmień ją tam, gdzie Cię nie wspiera. Zmień nienawiść w miłość, porażki w naukę życia, brzydotę w piękno. Ty jesteś twórcą, Ty wybierasz.