W poprzednim wpisie zajmowałam się tym, jak wpływają relacje z matką na nasze obecne życie.
Warto się temu przyjrzeć, bo sprawy zamiecione pod dywan nie znikają, a gniją.
Ale… może czas dorosnąć?
Bo dopóki będziesz pełna złości na matkę, dopóki będziesz tkwiła w obwinianiu jej za swoje nieudane życie, dopóki będziesz chciała zasłużyć na jej miłość albo nie umiała postawić jej granic, dopóty – będziesz dzieckiem.
I to już Twoja decyzja, czy chcesz dorosnąć, być wolna i sama decydować o swoim życiu? Czy jesteś gotowa postawić się naprzeciwko matki, jako druga dorosła kobieta, która w pełni o sobie decyduje?
Bo znam dorosłe kobiety, które:
- Nie umieją powiedzieć matce, że ma im nie sprzątać/zaglądać do szafek/szarogęsić się po domu.
- Pozwalają na ciągłe krytyczne komentarze na temat ich życia, fryzury, strojów, znajomych, partnerów, miejsca na urlop.
- Ciągle biorą odpowiedzialność za dobre samopoczucie matki, za jej życie i ciągle mają poczucie winy, że są nie dość dobrymi córkami, bo nie chcą każdej niedzieli spędzać u niej na obiedzie albo że nie dzwonią codziennie.
- Ciągle biorą stronę matki, która atakuje ich partnera. Są cały czas bardziej związane z matką, niż czują, że tworzą swoją rodzinę. Wyłączmy z tego sytuację, gdy partner jest przemocowy lub uzależniony, a matka próbuje córką potrząsnąć – choć gdy ta nie chce tego zobaczyć, to na niewiele się to zda.
- Pozwalają sobą manipulować, decydować za siebie, bo „ona wie lepiej, co dla Ciebie dobre”.
- Ciągle walczą z matką. I jeśli wydaje Ci się, że jak walczysz, to znaczy, że jesteś dorosła, to rozczaruję Cię. Walka pokazuje, że ciągle nie jesteś siebie pewna, nie ufasz w pełni sobie. Jesteś na etapie dziecka, które się buntuje, tupie nogami i krzyczy, żeby przeforsować swoje zdanie. A dorosły po prostu spokojnie komunikuje swoje zdanie. Ten punkt jest bardzo mój – latami walczyłam i sądziłam, że to dowód mojej dojrzałości… Teraz nie walczę, tylko robię swoje, nie tłumacząc się.
Jeśli któreś z tych punktów są Ci bliskie, nie załamuj się.
To, że to widzisz, jest pierwszym krokiem do zmiany. Bo znam też takie kobiety, które tkwią w ewidentnie toksycznej relacji z matką, a mówią: My się po prostu kochamy z mamusią…
To, że się odnajdujesz w powyższych stwierdzeniach, może wskazywać na:
- Nieodciętą pępowinę – masz toksyczną, nieopartą na zdrowych podstawach relację z matką.
- Ciągle jesteś dzieckiem żebrzącym o jej miłość, próbujesz zasłużyć na dobre słowo, nie umiesz pożegnać wszystkich trudnych emocji związanych z dzieciństwem, albo czekasz na zadośćuczynienie za trudne dzieciństwo.
- Wygodnie Ci stawiać się w pozycji ofiary, można wtedy zwalić na kogoś winę za swoje nieudane życie.
- W ogóle nie umiesz stawiać granic w życiu i nie szanujesz siebie jako odrębnego człowieka. O stawianiu granic i szacunku dla samego siebie w rozdziale „Ja człowiek”.
I to jest najtrudniejszy moment… Bo gdy już zobaczysz pewne rzeczy, nazwiesz je i pogodzisz się, że tak to u Ciebie jest (podobnie jak u tysięcy innych kobiet) – będzie już tylko łatwiej.
Wiesz, jak brzmi jedno ze zdań, które wypowiadam na sesjach chyba najczęściej? „Masz 40, 50 lat, jak długo będziesz żyła tak, jak chce mama, stosowała się do tego, co kazała Ci robić 30, 40 lat wcześniej, i będziesz dawała się wpędzać w poczucie winy?”
Jeśli masz podobne podejście – mówię je teraz do Ciebie. 😉
Gdy wejdziesz na tę ścieżkę, zaczniesz się powoli pozbywać nierealnych, dziecięcych oczekiwań wobec matki, a przy okazji wobec partnera, bo często chcemy, aby to, czego nie dostaliśmy w dzieciństwie, zrekompensował nam nasz partner.
Lista dziecięcych zachowań i oczekiwań, niespełnionych w dzieciństwie, które często przenosimy na partnera i inne bliskie osoby:
- Chcesz bezwarunkowej miłości i akceptacji, niezależnie od tego, jak się zachowujesz – ranisz, histeryzujesz, krzyczysz, ciągle się czepiasz, jesteś nielojalna. Nie mówię o tym, że masz gorszy dzień i jesteś nie w sosie, mówię o sytuacji, gdy zachowujesz się, jakbyś testowała partnera, ile jeszcze zniesie. I nie wolno mu Cię skrytykować, bo mu zaraz machasz przed nosem hasłem „Miłość to akceptacja!”. Tyle że dorosłe relacje tak nie wyglądają. Dorośli ludzie się szanują nawzajem, mogą wyartykułować, że coś im się nie podoba, negocjują – i nie jest to odrzucenie drugiej osoby. To małe dziecko w Tobie jest zranione, bo w ten sposób raniła je mama…
- Twoje samopoczucie zależy najczęściej od samopoczucia partnera/przyjaciółki, śledzisz każdy jego czy jej grymas niezadowolenia, „krzywe” spojrzenie. Wydaje Ci się, że ma zły humor, więc na pewno to przez Ciebie, na pewno coś nie tak z Twoim wyglądem albo zachowaniem, „może coś nie tak powiedziałam?”, i Twój nastrój też od razu spada. No bo przecież mama przez Ciebie była smutna, zła, albo „chciałaś ją do grobu wpędzić”. Byłyście jak naczynia połączone. I słyszę potem od klientek, znajomych: „Byliśmy na fajnym wyjeździe, ale on mi wszystko zepsuł, przez niego byłam smutna/zła” – znajome? Dorosły człowiek wybiera, w jakim chce być nastroju, nie musisz przejmować od innych ich nastrojów. Po pierwsze – często ktoś ma dziwną minę, a nie wynika to wcale ze złego samopoczucia. A my drążymy – jesteś zły? Smutny? Coś nie tak powiedziałam? Aż w końcu faktycznie zaczyna być zły, że się czepiasz. A po drugie – dajmy innym prawo do ich emocji, a sobie do swoich. Jeśli ktoś jest zły, ja nie muszę też od razu być, najczęściej to nie ma ze mną nic wspólnego. A jeśli ktoś próbuje Cię o wszystko obwiniać, nie pozwól na to i postaw granice.
- Twoje samopoczucie zależy często od tego, co usłyszysz na swój temat od partnera czy koleżanki z pracy. Tak jak krytyczne słowa mamy były dla Ciebie wyrocznią, końcem świata – bo rodzice są dla dziecka całym światem – tak jest nadal, gdy słyszysz jakąś negatywną opinię na swój temat czy złośliwą szpilę. Tylko znowu – to jest dziecięca reakcja, to dziecko zależy od opinii innych, ale dorosły już nie. Dorosły ma swoje zdanie, swoją wizję siebie i swojego życia, może wysłuchać czyjejś opinii, ale czy musi w nią ślepo wierzyć, przyjmować do siebie? Przecież to tylko zdanie kogoś, kto patrzy na świat przez pryzmat swoich doświadczeń, swoich przekonań, a Ty możesz mieć swoje – zgodne z Tobą. Potrzebna praca nad asertywnością i stawianiem granic innym (rozdział „Ja Człowiek”). Także uprzejme komunikaty w stylu: „Dziękuję za twoją opinię, ale mam inne zdanie” albo „Tak zdecydowałam” – bez tłumaczenia się.
- Potrzebujesz ciągłej uwagi, zainteresowania, zachwytów, czyli tego wszystkiego, czego zabrakło Ci w dzieciństwie. Ale partner ani nawet przyjaciółka nie są od tego, żeby ciągle łatać Twoją dziurę wynikającą z braku poczucia ważności, poczucia wartości, z tego, że mało słyszałaś dobrych słów na swój temat. I ponieważ ta dziura jest w Tobie, tylko Ty możesz ją zalepić – pracą nad sobą, dbaniem o siebie, akceptacją i miłością do siebie. Wtedy przestaniesz – jak małe dziecko – żebrać o czas i uwagę – bo bez tego nie istniejesz, tylko skupisz się bardziej na sobie. Zrozumiesz to, że partner czasem wyjdzie z kolegami czy zajmie się swoim hobby – nie jest wymierzone przeciwko Tobie. Może sama też zaczniesz robić dla siebie coś fajnego? Dorosła relacja to nie zlepienie się z drugim człowiekiem przez 24 ha na dobę i ciągłe skupienie na nim.
- Nadmierną kontrolę z dzieciństwa przenosisz w swoje życie w różny sposób. Możesz kontrolować nadmiernie siebie, wymagać bycia idealną i perfekcyjną, ciągle siebie strofujesz i ustawiasz. Albo – robisz to wobec partnera – chcesz znać każdy jego krok, myśl, nie pozwalasz mu na bycie „osobnym” człowiekiem, chcesz go podporządkować całkowicie. Możesz też stosować obie te strategie. Nie muszę chyba mówić, że to mega destrukcyjne schematy? Ciężarem jest wymaganie bycia perfekcyjną zarówno wobec siebie, jak i wobec innych. Nierealne jest oczekiwanie, że ktoś będzie dokładnie taki, jak my chcemy, a my zawsze najlepsze, najmądrzejsze, najpiękniejsze i najlepiej zorganizowane. To prosta droga do wiecznego niezadowolenia i nieszczęśliwego życia, a przy okazji zatrucie życia drugiej osobie. I znowu – nierealne oczekiwania są naturalne dla dzieci, wymaganie, że „ma być tak, jak ja chcę!” jest tupaniem i roszczeniowym podejściem rozpuszczonego bachora. Wychowuj więc to dziecko w sobie, tłumacz, że nie zawsze będzie, jak Ty chcesz, że nie masz wpływu na innych ludzi. A przede wszystkim zobacz, że nadmierna kontrola ani nie da Ci poczucia bezpieczeństwa, bo lista rzeczy do kontroli coraz dłuższa, ani radości, bo jak tu się cieszyć, jak trzeba być stale czujnym? Pracuj nad swoim wewnętrznym poczuciem wartości i ucz się odpuszczać.
W trzeciej, ostatniej części, zajmiemy się tym jak sobie z tym radzić, jak stawiać matce granice, jak nie mieć z tego powodu poczucia winy.
Czy była/jest dostępna 3 część o stawianiu matce granic?