fbpx

Ostro? Może i tak. Ale jak tak rozglądam się czasem wokół, to widzę duże – czterdziesto- i pięćdziesięcioletnie, roszczeniowe dzieciaki pełne pretensji, żalu, wymagań i oczekiwań wobec świata. Dlaczego daję sobie prawo, żeby tak mówić? Bo sama taka często byłam, a pewnie i nadal czasem mi się to zdarza. Mówiłam: on coś powinien, kiedy wreszcie ona to zrozumie, ja chcę…, dlaczego ktoś mnie krzywdzi…

Tylko wiecie co? To nie daje szczęścia. Jakoś dziwnie cały świat nie chce ulegać naszym zachciankom, spełniać naszych oczekiwań i wymagań, czytać w naszych myślach i pragnieniach. Nikt inny nie ma też obowiązku tego robić. A gdyby jakimś cudem tak się stało, że świat obchodziłby się z nami jak ze śmierdzącym jajkiem, to nadal nie bylibyśmy szczęśliwi, bo jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia, a zaspokojenie roszczeń nie spowoduje ich braku.

Jeśli dorosły wydawałoby się człowiek ciągle mówi – oni zrobili mi przykrość, czuję się pomijana, odrzucona, to są dwie możliwości. Albo nie mówisz ludziom o swoich potrzebach wprost, nie prosisz o nic, tylko oczekujesz albo wręcz – wymagasz, albo – chcesz być pępkiem świata. Wszyscy wokół mają się troszczyć o Twoje dobre samopoczucie i odgadywać Twoje oczekiwania.

Zła wiadomość jest taka – nie będą.

Nikt nie ma obowiązku dbać o spełnianie Twoich wizji na temat relacji z ludźmi czy życia towarzyskiego. To jest Twój obowiązek zatroszczyć się o siebie, wyartykułować to, czego potrzebujesz. Ale nie w sposób – ja tak chcę, tylko – potrzebuję tego i tego, czy to możliwe? I przyjąć to, czego potrzebuje druga osoba.
Ja wiem, że to dochodzi do głosu ukryte w nas niedokochane dziecko, chcące uzupełnić swoje deficyty z dzieciństwa. Potrzebujemy miłości i troski, której nie dostaliśmy kiedyś. Tak bardzo czuliśmy się niechciani czy odrzuceni, że teraz chcemy, żeby świat przyjął nas z całym dobrodziejstwem inwentarza w swe kochające ramiona, niezależnie od tego, jak bardzo niefajnie my sami się zachowujemy. Cóż, to utopia. A widok czterdziestoletniej kobiety tupiącej nogą i strzelającej focha, że inni nie spełniają jej oczekiwań, po prostu smutny.

I jeszcze jedno – takie duże dzieci często przyciągają i wpadają pod skrzydła osób tzw. „pomagaczy”, którzy je ciągle tłumaczą, niańczą, mówią – no wiesz, ona już taka jest wrażliwa, zrozum jego, to sprawi mu przykrość… Nie rozumieją, że traktując ich jak dzieci, robią im krzywdę, bo świat dorosłych tak nie działa. I gdzie jest obowiązek, nie ma płynącej z serca troski, miłości i przyjaźni.

Oczywiście nie chodzi tu o celowe ranienie innych czy nie liczenie się z nimi. Chodzi o wzięcie odpowiedzialności za siebie, swój dobrostan, dbanie o swoje potrzeby i szanowanie potrzeb innych, dorosłą komunikację. Zrzucanie tej odpowiedzialności na innych może jest i wygodne, ale czy prowadzi do szczęścia? No i czy chcesz być śmierdzącym jajem? 🙂