Ostro? Może i tak. Ale jak tak rozglądam się czasem wokół, to widzę duże – czterdziesto- i pięćdziesięcioletnie, roszczeniowe dzieciaki pełne pretensji, żalu, wymagań i oczekiwań wobec świata. Dlaczego daję sobie prawo, żeby tak mówić? Bo sama taka często byłam, a pewnie i nadal czasem mi się to zdarza. Mówiłam: on coś powinien, kiedy wreszcie ona to zrozumie, ja chcę…, dlaczego ktoś mnie krzywdzi…
Tylko wiecie co? To nie daje szczęścia. Jakoś dziwnie cały świat nie chce ulegać naszym zachciankom, spełniać naszych oczekiwań i wymagań, czytać w naszych myślach i pragnieniach. Nikt inny nie ma też obowiązku tego robić. A gdyby jakimś cudem tak się stało, że świat obchodziłby się z nami jak ze śmierdzącym jajkiem, to nadal nie bylibyśmy szczęśliwi, bo jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia, a zaspokojenie roszczeń nie spowoduje ich braku.
Jeśli dorosły wydawałoby się człowiek ciągle mówi – oni zrobili mi przykrość, czuję się pomijana, odrzucona, to są dwie możliwości. Albo nie mówisz ludziom o swoich potrzebach wprost, nie prosisz o nic, tylko oczekujesz albo wręcz – wymagasz, albo – chcesz być pępkiem świata. Wszyscy wokół mają się troszczyć o Twoje dobre samopoczucie i odgadywać Twoje oczekiwania.
Zła wiadomość jest taka – nie będą.
Nikt nie ma obowiązku dbać o spełnianie Twoich wizji na temat relacji z ludźmi czy życia towarzyskiego. To jest Twój obowiązek zatroszczyć się o siebie, wyartykułować to, czego potrzebujesz. Ale nie w sposób – ja tak chcę, tylko – potrzebuję tego i tego, czy to możliwe? I przyjąć to, czego potrzebuje druga osoba.
Ja wiem, że to dochodzi do głosu ukryte w nas niedokochane dziecko, chcące uzupełnić swoje deficyty z dzieciństwa. Potrzebujemy miłości i troski, której nie dostaliśmy kiedyś. Tak bardzo czuliśmy się niechciani czy odrzuceni, że teraz chcemy, żeby świat przyjął nas z całym dobrodziejstwem inwentarza w swe kochające ramiona, niezależnie od tego, jak bardzo niefajnie my sami się zachowujemy. Cóż, to utopia. A widok czterdziestoletniej kobiety tupiącej nogą i strzelającej focha, że inni nie spełniają jej oczekiwań, po prostu smutny.
I jeszcze jedno – takie duże dzieci często przyciągają i wpadają pod skrzydła osób tzw. „pomagaczy”, którzy je ciągle tłumaczą, niańczą, mówią – no wiesz, ona już taka jest wrażliwa, zrozum jego, to sprawi mu przykrość… Nie rozumieją, że traktując ich jak dzieci, robią im krzywdę, bo świat dorosłych tak nie działa. I gdzie jest obowiązek, nie ma płynącej z serca troski, miłości i przyjaźni.
Oczywiście nie chodzi tu o celowe ranienie innych czy nie liczenie się z nimi. Chodzi o wzięcie odpowiedzialności za siebie, swój dobrostan, dbanie o swoje potrzeby i szanowanie potrzeb innych, dorosłą komunikację. Zrzucanie tej odpowiedzialności na innych może jest i wygodne, ale czy prowadzi do szczęścia? No i czy chcesz być śmierdzącym jajem? 🙂
Dzień Dobry Joasiu
Myślę że osoby które mają lub też miały obniżone poczucie wartości…tak właśnie się zachowywały lub też zachowują.
Łatwiej jest na kogoś zrzucić winę za kiepskie życie, złe relacje …
Łatwiej grać cierpietnice i tą biedna starą maleńką…
Bo niech ktoś inny za nas myśli…
Niech Nas pociesza…
Ale nasuwa się pytanie….
Czy takie chwilowe zaspokojenie naszego „usprawiedliwienia…spokoju…”
… coś nam da?
Otóż nic nie daje…po chwili wszystko wraca…
I znowu szukamy …osoby która nas wysłucha….
„Pogłaszcze po głowie…
Zanim sama to zrozumiałam… upłynęło baaaardzo dużo czasu…
Kiedyś w rozmowie z moim synem…parę lat temu ..
Ja jako ,zatroskana mamusią…zapytałam jak w szkole…czy zrobił sobie obiad?
Odpowiedział mi…
„Mamo jestem dorosły i jeżeli nie zadbam sam o to to poprostu nie będę jadł…
A ja znowu….
Może Oleńka (zrobi coś dobrego)
Mój syn…stanowczo… powiedział że sam świetnie sobie poradzi…
Hmmm…zaczęłam się zastanawiać…
Dumna byłam z mojego syna…
Ale było mi wstyd … że ja tak nie myślałam o sobie wcześniej…
Takim „jajem bylam”… może i chwilami jestem…
Poczucie winy nie znika …i nie mija po zażyciu leków….
Staram się nie myśleć o mojej przeszłości….ale są wieczory że mnie dopadają myśli…miotam się wtedy…
Nikt nie chce być takim jajem….
Tylko chyba nie zawsze wiemy
Jak sobie pomóc
Wow! Treści są , rzeczywiście ostre, że hej! No i prawdziwe. Tak jest. Pani Joanno, znów ma pani rację. Zgadzam się z komentarzem Bożenki. Tak jest z osobami o niskim poczuciu wartości- niestety należę do nich i nie chcę być ,, śmierdzącym jajem” .! Ale myślę, że bez wsparcia i kompasu będzie trudno…Artykuł jest bardzo, bardzo aktualny : )
Dziękuję znów za te słowa. Potwierdza się, że społeczeństwo nie umie komunikować się ze sobą- po prostu rozmawiać. Szczerze, prosto i bez żalu.
Dzien dobry Joasiu, dzisiaj wlasnie taki wpis kiedy w mojej glowie kotluje sie tysiac mysli zwiazanych z moimi problemami . Moze to jakies przeznaczenie nie wiem , wiem natomiast ze musze sie nad tym tekstem pochylic jeszcze pare rayzy i przemyslec, Dziekuje bardzo i serdecznie pozdrawiam.