fbpx
Tak, my kobiety jesteśmy w tym mistrzyniami. Zastanawiamy się, dlaczego on dziś nie w humorze, czy ona się nie obrazi, jesteśmy zawieszone na partnerze i jego oczekiwaniach: „bo mój mąż to lubi wyjeżdżać w góry/jeść schabowego/chce mieć trzecie dziecko”.

Nie uczy się nas tego, że każdy jest odpowiedzialny, wręcz ma obowiązek zająć się swoim dobrostanem, jest to nasz podstawowy życiowy cel. A dobrostan to bardzo szerokie pojęcie. Żeby do niego dążyć, trzeba najpierw dobrze siebie poznać – co lubimy, co nam sprawia ogromną radość, a co po prostu przyjemność. Na co się nie godzimy, a gdzie możemy ponegocjować. Czego się boimy, co nas niepokoi i dlaczego. Z którymi ludźmi czujemy się tak naprawdę dobrze, a z którymi niekoniecznie. I tak dalej.

Ale jak mamy się tego dowiedzieć, skoro bardziej zajmujemy się uczuciami, oczekiwaniami i problemami innych ludzi? Zabiera nam to czas, energię i zaprząta myśli.

Ostatnio moja znajoma, spełniona matka dwójki dzieci, związała się z partnerem, który ma swoje jedno dziecko, ale chce mieć dwoje. Nie wystarcza mu, że mają w sumie troje, on chce mieć jeszcze jedno wspólne i już. Oczywiście to jego prawo – chcieć. Ona za to niby zdecydowanie stwierdza, że więcej dzieci już na pewno nie chce, ale jednak ma z tym problem i bardzo często ten temat pojawia się w rozmowach. Bo on tak bardzo chce, bo on się czuje niespełniony (więc ona ma go „spełnić” dzieckiem??), bo pewnie on ją rzuci…

Oczywiście, gdy jesteśmy w związku czy to partnerskim czy przyjacielskim, bierzemy pod uwagę uczucia czy oczekiwania drugiej osoby. Ale właśnie – bierzemy pod uwagę, a nie odpowiedzialność za nie. I w rezultacie traktujemy partnerów jak dzieci (później się dziwimy, że tak się zachowują), uprzedzamy wydarzenia – „nie wyjdę wieczorem z koleżankami, bo on tego nie lubi” i rezygnujemy z tego, co nam sprawia przyjemność. Przecież on jest dorosły, jeśli wyjdziesz z koleżankami, to nawet jak będzie niezadowolony, może się zachować w różny sposób – umówić z kolegami, pooglądać „męski” film lub… siedzieć i marudzić. Albo co gorsza – pisze do partnerki co chwilę smsy, co w rezultacie – jeśli ona sobie na to pozwoli, zepsuje wieczór i jej. Ale – to JEGO WYBÓR, co zrobi ze swoim czasem.

Wracając do opisanej sytuacji z dziećmi. To nie przez moją znajomą jej partner czuje się niespełniony, tylko przez swoje oczekiwania. Mogą o tym rozmawiać, docierać do prawdziwych przyczyn, dlaczego jedno tak bardzo chce, a drugie nie, ale w ostatecznym rachunku każde z nich musi podjąć swój własny, odpowiedzialny wybór – czy wybieram tę drugą osobę czy swoje oczekiwania, z czego mogę zrezygnować dla związku, a z czego nie. A potem się tego trzymać, bez narzekania. I to jest najtrudniejsze…

Niestety, w drugą stronę też to często się zdarza. „On mi zepsuł humor”, „To przez niego/nią tak się czuję”. W tym również jesteśmy świetne. A to nic innego jak manipulacja i oczekiwanie, że ta druga osoba ma się zmienić dla mojej przyjemności, no i zrzucanie odpowiedzialności za siebie – mamy winnego wszelkich naszych nieszczęść. Tak, wiem, że to kuszące, sama wiele lat tak robiłam,  ale wiem na pewno – to nie prowadzi do szczęśliwego życia.

Do niego prowadzi tylko i wyłącznie wzięcie pełnej odpowiedzialności za SWOJE życie i samopoczucie. No i oddanie odpowiedzialności innym za ich życie.

I na koniec nie wiem czyj, ale cytat na temat:

„Kiedyś wchodziłem do pokoju pełnego ludzi i zastanawiałem się, czy mnie lubią. Dziś, gdy wchodzę do takiego pokoju, zastanawiam się, czy to ja lubię ich.”

Nie odpowiadamy za dobre samopoczucie świata, wystarczy, że weźmiemy odpowiedzialność za swoje.